Na dzisiejszej konferencji Legimi zaprezentowało zapowiadany od pewnego czasu nowy model sprzedaży ebooków, a także zupełnie zmienioną stronę internetową i odświeżoną aplikację. Dowolna ilość e-książek w miesiącu za 19 zł – to pomysł na przyciągnięcie użytkowników narzekających na wysokie ceny. Czy ma szansę się przyjąć?
Na tę konferencję czekało się prawie tak jak na konferencje Apple – no dobra, może przesadzam. W każdym razie Legimi skutecznie zainteresowało polskie ebookowe poletko swoim nowym projektem, jeszcze przed jego zaprezentowaniem. Była konferencja, były slajdy, krótki filmik i pytania dziennikarzy. Było też kilka niespodzianek. Do rzeczy więc.
Najbardziej konkretne dla nas informacje to wprowadzenie sprzedaży abonamentowej. Na początek dla użytkowników iPada (19 zł na miesiąc), później iPhona (ma być taniej), a na przełomie roku dla innych systemów, takich jak Android i Windows Phone. Za 19 zł będzie można pobrać dowolną ilość dostępnych tytułów (ponad 5 tys.), a następnie czytać je na jednym, konkretnym urządzeniu. Legimi zapewnia, że nie będzie chciało podnosić opłaty abonamentowej, chociaż takiej możliwości nie wyklucza. Niemniej jednak każdy, kto zdecyduje się na taki model i regularnie będzie opłacał abonament, o podwyżki martwić się nie musi. Trzeba też dodać, że w ofercie zabraknie publikacji specjalistycznych: biznesowych, naukowych etc.
A tutaj Legimi prawie jak Apple…
Ebooki w abonamencie
Pomysł to wcale nie nowy. Sam pamiętam jak przed trzema laty przeprowadzałem wywiad z Pawłem Królakiem, założycielem Libenter.pl, który w owym czasie mocno wierzył w tę formę sprzedaży. Dziś Libenter – oferujący dostęp do e-książek za miesięczną opłatą – straszy pustkami. Trudno powiedzieć, czy przyczyną takiego stanu rzeczy jest ten model biznesowy, czy zadecydowały inne czynniki.
Dziś po podobny model sięga Legimi. Z dużą jednak różnicą. Po pierwsze za 19 zł dostaniemy do dyspozycji aż 5 tys. tytułów – to dużo. Dodatkowo są to także pozycje z tzw. mainstreamu, czego nie można było powiedzieć o tytułach dostępnych w Libenterze. Legimi ma także swoje aplikacje, a co za tym idzie chce stworzyć pewnego rodzaju ekosystem (choć bez swoich urządzeń). Wreszcie Legimi ma zaawansowane rozwiązania technologiczne i zespół ludzi, którzy na tym rynku pracują nie od dziś. To spore zaplecze i duży potencjał.
Ale to jeszcze za mało żeby ten model stał się na prawdę popularny. Trzeba jeszcze przekonać do niego użytkowników i wydawców. Ponoć to drugie już się prawie udało.
Wprowadzenie usługi Czytaj bez limitu jest kamieniem milowym nie tylko w rozwoju Legimi, ale także rynku książki w Polsce. Dotychczas jedną z kluczowych barier dla konsumentów były wysokie ceny ebooków. Wprowadzony model znosi to ograniczenie.
– Mikołaj Małaczyński, prezes zarządu Legimi
Twórcy nowego modelu przekonują, że będzie to alternatywa dla serwisów takich jak chomikuj.pl za sprawą którego Polacy pobierają darmowe, nielegalnie udostępniane ebooki, a wydawcy tracą ogromne pieniądze.
Jak mówił obecny na konferencji Łukasz Gołębiewski, autor ebooka „Śmierć książki. No future book” taki model to przyszłość cyfrowych książek.
To jedyny pomysł biznesowy dla kultury cyfrowej, który może się długofalowo sprawdzić. Jestem przekonany, że gdy będziemy płacić abonament i przestaniemy się zastanawiać ile i jakie tytuły zakupić, wówczas większość z nas będzie gotowa korzystać z kultury legalnie.
Czytniki to przeszłość
Takie wrażenie mógłby odnieść ktoś kto na konferencję poszedłby nie posiadając większej wiedzy w temacie. Szef Legimi – Mikołaj Małaczyński, wyraźnie zaznaczył kierunek rozwoju firmy. W tej wizji nie ma miejsca na czytniki, a przynajmniej zostaną one mocno zmarginalizowane. Skąd motywy takiej decyzji? Wyjaśnia to w części ta grafika:
Nie widzę tutaj powodów do zaskoczenia. To naturalne, że tabletów sprzedało się więcej – zawsze będzie ich na rynku więcej. Z prostego powodu – to są urządzenia wielofunkcyjne, co słusznie zresztą zauważył prowadzący konferencję. Garść przytoczonych statystyk pokazuje, że na iPadzie czyta 39% użytkowników i średnio robi to 15 minut dziennie. Czy to dużo czy mało – na to pytanie niech każdy odpowie sobie sam.
„Porównałbym e-czytnik do kalkulatora. To urządzenie służące do jednego celu, podczas gdy tablet jest wielofunkcyjny” – mówi Mikołaj Małaczyński. Trudno się nie zgodzić, ale z drugiej strony czy konkretne przeznaczenie urządzenia w przypadku czytania to rzeczywiście jego wada?
Pan Mikołaj powiedział też coś co dobrze zapamiętałem: „Być może zmęczenie wzroku przy czytaniu na tablecie w porównaniu do e-czytnika to jednak mit”. Nawet jeśli przyjmiemy, że to mit, to ja jako posiadacz i iPada i Kindle mogę go obalić dosłownie po kilku godzinach czytania. Naprawdę.
Legimi dało zatem wyraźny sygnał silnego zwrotu w kierunku użytkowników tabletów i smartfonów. Na razie głównie tych posiadających urządzenia Apple. Dopiero na przełomie roku można się spodziewać aplikacji na inne systemy niż iOS. Tak czy inaczej jest to zwrot, który mnie osobiście specjalnie nie cieszy. Inna sprawa, że takiego modelu bez posiadania własnego urządzenia z e-papierem wprowadzić się nie da.
Co na to wydawcy?
W kilku słowach warto wspomnieć co na taki model sprzedaży wydawcy. W artykule, który ukazał się w serwisie internetowym Gazety, pojawia się sporo zastrzeżeń, jednak dziś Mikołaj Małaczyński zapewniał, że większość wydawców jest zadowolonych z takiego obrotu sprawy.
Mówiąc w skrócie Legimi będzie płacić wydawcom za te książki, które użytkownik przeczyta, a inaczej – przeczyta więcej niż udostępniany standardowo darmowy fragment. Jeśli więc ja jako czytelnik „wciągnę się” w lekturę i przeczytam darmowy fragment i choćby jedną stronę więcej, wtedy e-księgarnia Legimi płaci wydawcy tyle ile normalnie zapłaciłaby w przypadku tradycyjnego zakupu ebooka.
Pojawiało się w związku z tym sporo wątpliwości osób obecnych na konferencji, między innymi związanych z możliwością manipulacji, ale z udzielonych odpowiedzi można wysnuć wniosek, że system poznańskiej spółki jest dopracowany w najdrobniejszych szczegółach. Pozostaje tylko sprawdzić to w praktyce i liczyć na to, że jak najmniej będzie tych pobierających co się da i ile się da, a także tych po kursach szybkiego czytania.
No to cieszyć się czy nie?
Zdecydowanie tak, a to przede wszystkim z tego powodu, że Legimi daje nam wybór. Możemy kupować w abonamencie, ale nie musimy. Tradycyjny model sprzedaży będzie prowadzony równolegle, a więc posiadacze czytników nadal będą mogli zaopatrywać się w pojedyncze pliki MOBI czy EPUB. Nie jestem też pewien czy to chwilowa promocja, ale padło stwierdzenie, że wszystkie tytuły od Virtualo dostępne w starym modelu sprzedażowym będą o 20% tańsze. Brawo.
Co w praktyce oznacza abonament? Dla czytających dużo to ogromna oszczędność, ale jednocześnie rezygnacja ze sporej dawki wolności. Płacąc abonament będzie można czytać tylko na jednym, konkretny urządzeniu. Chciałoby się przypomnieć złowieszczy skrót „DRM” i w praktyce trochę tak to będzie wyglądać.
Tak jak wspomniałem jestem posiadaczem i iPada i Kindle. Zgadnijcie na czym czytam ebooki? Do mnie zatem ta oferta nie trafia. Gdybym miał czytać dużo na tablecie, ucieszyłby się pewnie mój okulista, ale nie ja. Nie to, żeby cieszył się z pogorszenia mojego wzroku, ale raczej dlatego, że jednak musi zarabiać. Chociaż, może to tylko ja mam takie „wrażliwe” ślepia?
Ciekawe dane
Przy okazji konferencji dowiedzieliśmy się kilku ciekawych rzeczy. Na przykład:
- w zeszłym roku Polacy wydali na ebooki 12 milionów złotych -to podobno bardzo mało;
- Legimi od dwóch lat jest firmą rentowną – osiąga zyski i ma milionowe obroty.
- prawie 75% sprzedawanych przez tę e-księgarnię książek elektronicznych czytanych jest na urządzeniach z system iOS.
Linki
Różne punkty widzenia znajdziemy także w artykułach:
- Legimi wprowadza abonament (Spider’sWeb)
- Legimi idzie na całość (AntyWeb)
- Nowe Legimi – z dużej chmury dużo książek (Świat Czytników)
Kto z Was, Drodzy Czytelnicy, jest zatem gotowy i chętny na ebooki w abonamencie?
Komentujemy